środa, 30 stycznia 2013

Rozdział X

 Chyba się zdrzemnęłam, bo obudził mnie dzwonek do drzwi. Poderwałam się z łóżka i szybko odszukałam moje baleriny. Wsunęłam je na stopy. Podbiegłam do lustra i przeczesałam włosy. Następnie szybko wybiegłam do przedpokoju. Mama, cała w nerwac właśnie otwierała drzwi.
  - Dzień dobry! - Usłyszałam męski głos i poczułam falę męskich perfum. Mark Clark stał w naszym przedpokoju i wręczał mamie kwiaty.
 - Dzień dobry! - Usłyszałam falę cienkich głosików i spojrzałam w dół. Dopiero wtedy zauważyłam trzy małe dziewczynki, wyglądające jak dwie, no, przepraszam. Jak trzy krople wody.
 - Cześć, Lena! - Rzucił w moją stronę Mark Clark, podając mi rękę i uśmiechając się. Speszona odwzajemniłam uśmiech.
- Jak tam przygotowania do roli? - Spytał.
- Mhm. Dobrze. Świetny scenariusz! - Odpowiedziałam. Tępa lizuska ze mnie. Nie ma co.
- Przedstawiam wam moje małe skarbilątka. - Powiedział, popychając dziewczynki w naszą stronę. Skarbilątka?
- To jest Nadia. - Powiedział, popychając lekko małą brązowooką i brązowowłosą mulatkę. Miała na sobie czerwoną sukienkę. Ania białą, a Diana żółtą. Wszystkie wyglądały bardzo słodko. Stały wlepione w nas swoimi wielkimi oczami. I pomyśleć, że ich matka zmarła... Aż serce się kraje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz